Byłam na meczu siatkówki Polska- Holandia. Grała dwójka moich ulubionych
siatkarzy- Piotr Nowakowski i Dick Kooy. Obydwaj oczywiście w pierwszej
szóstce. Mecz skończył się po tie-breaku
3:2 dla nas.
-Piotrek!!- krzyknęłam, ale nie
usłyszał. – CICHY!- wydarłam się na całą halę.
-Co chcesz?- spytał. Podałam mu
kartkę i długopis. Zmierzył mnie od góry do dołu. – Nie chcesz się spotkać na
kawie? Kawiarnia Lotos, dwudziesta.- puścił oczko i odszedł.
Dochodziła dziewiętnasta. Poszłam w kierunku mieszkania. Weszłam z
uśmiechem na ustach. Umyłam ręce i zmierzyłam cukier. Wynik wskazywał 103.
Zrobiłam sobie jedną kanapkę z sałatą i z lodówki wyciągnęłam Monte. Kuraś by
się zdenerwował. Włączyłam telewizję i włączyłam studio po meczu. Akurat
wypowiadał się Pit.
-Czekasz na USA pewnie.- w ramię
szturchnął go reporter.
-Teraz czekam na dwudziestą, bo
umówiłem się z pewną blondynką o brązowych oczach. Pozdrawiam cię!- uśmiechnął
się i odszedł bez powrotu.
Momentalnie się uśmiechnęłam. Jakie to miłe z jego strony. Spojrzałam na
zegarek, który wskazywał dwadzieścia po dziewiętnastej.
-Fuck. Insulina.- uderzyłam się w
czoło i poszłam podać sobie insulinę w udo.
Poprawiłam makijaż, włosy, nasunęłam szpilki i wyszłam zamykając
mieszkanie.
Do Lotosu miałam kilka ulic. Równo za dziesięć dwudziesta usiadłam i
czekałam na siatkarza. Punkt dwudziesta usiadł naprzeciw mnie.
-Miło, że się zjawiłaś.- uśmiechnął
się do mnie przywołując kelnera.
-Ja nic nie chcę.- uprzedziłam.
Spojrzał na mnie dziwnie.
-Dwa desery czekoladowe.- powiedział.
-Nie mogę zjeść.- powiedziałam.
-Czemu?- spytał, bo nic nie rozumiał.
-Nie mogę…- odpowiedziałam
spuszczając wzrok.
-Powiedz mi…- nalegał.
-Mam cuk…- zaczęłam, ale ugryzłam się
w język.- Mam chore gardło.
-Jakoś krzyczałaś na całą halę za
mną.- uśmiechnął się pod nosem.
-No dobra. Dziękuję.- podziękowałam
za deser.
Zaczęłam jeść wbrew woli. Ten to ma
smak. „Me gusta” walnął w me usta! Napięta sytuacja powoli zaczęła się
rozluźniać.
-To powiesz mi, czemu nie chciałaś
tego deseru?- spytał, gdy mieliśmy wychodzić.
-Piotrek, to nie jest rozmowa na
takie okoliczności. Znamy się godzinę dopiero!- powiedziałam.
-Klaudia, powiedz.- ujął moją dłoń i
spojrzał głęboko w oczy.
-Nieważne…- mocno zacisnęłam usta.
Poszliśmy w stronę parku i usiedliśmy
na ławce między dwoma drzewami.
-Pamiętam jak tutaj poznałem Bartka.
Mieliśmy po pięć lat. Usiadłem i czekałem na mamę… Która później nie wróciła po
mnie…- teraz to on zacisnął usta i łzy spłynęły mu po policzku. – Zostawiła mnie w tym parku. Tutaj. Szła tuż
za mną. Wróciła się i mi kazała czekać na ławce. W takim razie czekałem.
Godzina, dwie, a nikt nie przychodził. Przeszedł w tym momencie Bartek. Spytał
się „Czemu siedzisz tutaj sam?”, a ja odpowiedziałem „Bo moja mamusia jeszcze
po mnie nie wróciła…”. On usiadł obok mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Kilka godzin
później on poszedł do domu, a ja siedziałem czekając na mamę. W okolicy godziny
dwudziestej drugiej przechodził policjant „A czemu tutaj jesteś, a nie w domku,
maluchu?”. Odpowiedziałem mu tak, jak odpowiedziałem Bartkowi. On wziął mnie za
rękę i zaprowadził do Domu Dziecka.- przerwał i łzy mu spłynęły, ale szybko je
wytarł.- Uciekłem stamtąd nad ranem i wróciłem na tą ławkę. Bartek przyszedł z
powrotem. „Spałeś tutaj?” spytał się trochę przerażony, a ja mu opowiedziałem
historię. „Było tam zostać! Chodź ze mną.” Powiedział, a ja szedłem za nim. Zaprowadził
mnie z powrotem do Domu Dziecka.- łzy mu spłynęły, ale ich nie wytarł.- Nie
chcieli mnie tam z powrotem, więc zaprowadził mnie na policję sprawdzić, czy
nikt nie wniósł zawiadomienia o zaginięciu dziecka. Zero…- opowiedział i
schował twarz w dłoniach.- Bartek przychodził do mnie do Domu Dziecka przez
sześć lat. Dał mi swój numer, gdybym dostał telefon. Pewnego razu przyjechała
jakaś rodzina z Międzyborza. Przyjechali akurat nad morze i chcieli zobaczyć
dzieci. Na nazwisko mieli…- zaciął się.
-Nowakowscy…- dokończyłam za niego.
-Tak, Nowakowscy. Od
razu zobaczyli we mnie potencjał do gry w siatkówkę. Nie ukrywałem tego, że
byłem zadowolony, gdy mnie zabrali, ale również chciałem się pożegnać z
Bartkiem. Poprosiłem ich, żeby dali mi się z nim pożegnać. Pobiegłem szybko do
bloku, w którym mieszkał. Otworzyła mi jego mama i powiedziała, że jest na
treningu, ale jak chcę to mogę szybko zadzwonić. Zadzwoniłem i poinformowałem
go, o tym, że wyjeżdżam. Powiedział, że jak dostanę telefon mam szybko mu
napisać adres, czy fajnie i czy będę grał w siatkówkę. Dalej już chyba wiesz…-
powiedział i otarł wszystkie łzy. Przytuliłam go. Wiem co to znaczy być w Domu
Dziecka, mimo tego, że tam nie byłam…
-Piotr, ja nie byłam w Domu Dziecka, ale wiem co
przeżywałeś… Moich rodziców często nie było w domu. Wyjeżdżali na miesiące… Z
jedną osobą się strasznie zżyłam i to była moja gosposia. Druga osoba, która
była ze mną mimo wszystko, nawet gdy się ostro pokłóciłyśmy, to mogłyśmy
siedzieć obok siebie, ale się nie odzywać to Julia. Teraz to nie mamy dla
siebie czasu. Facebook nam został, SMS-y, rozmowy przez telefon i Skype. Jakby moja siostra. Mieszka na drugim końcu Polski, a ja tutaj.
Kocham ją jak siostrę. Tęsknie za nią jak za byłym chłopakiem, który mnie
zdradził z siatkarką Skowrońską. Czasami miałam myśli samobójcze…- urwałam.
–Dobra, ja muszę lecieć.- wstałam i chciałam odejść, ale Piotr złapał mnie za
nadgarstek.
-Odprowadzę cię.- wyszeptał i splótł
nasze dłonie. Chrząknęłam jednoznacznie, że ma puścić nasze dłonie.- Pardon.-
odpowiedział, a ja się spostrzegłam, że się wtedy zarumieniłam. – Ładnie się
rumienisz.- szepnął mi do ucha, a ja się jeszcze zaczęłam bardziej się
rumienić.
-Dziękuję.- wydukałam i zaczęłam
szukać czegoś w torebce.- Cholera. Nie wzięłam portfelu.- uderzyłam się w
czoło.
-Po co ci?- spytał.
-No chciałam ci oddać kasę za ten
deser.
-No chyba cię pogięło.-
odpowiedział, a ja pokręciłam głową. Zdjęłam bluzę i przypomniałam sobie, że od
meczu nie przebrałam się. – A kogo masz numerek?- spytał zaciekawiony, a ja się
odwróciłam, żeby widział. Zarumieniłam się, gdy szepnął mi do ucha „Dziękuję…”
.
__________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz