środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 7.

Mecz się rozpoczął i wygrywaliśmy do pierwszej przerwy technicznej 8-5 z Holendrami. No prawie jak w moim śnie. Niestety to się przełożyło na przegraną seta pierwszego.
-A przepraszam, narzeczona Nowakowskiego?- spytała brunetka, najprawdopodobniej żona Ignaczaka.
-Nie.- uśmiechnęłam się szczerze.- Dobra znajoma, a nawet i kumpela. Auć!- dostałam z piłki.
-Przepraszam, nic się nie stało?- spytał z troską Cichy.
-Na następny raz broń piłki, okej?- warknęłam, ale się do niego schyliłam.- O dwudziestej drugiej, Lotos, nie przyjmuję odmowy.- uśmiechnęłam się. Piotrek skinął głową i odbiegł.
-Uhuh.- zaśmiała się Julia. –Mogę iść z wami?- spytała.
-Nie.- odpowiedziałam.- To ma być randka.- odpowiedziałam i się zaczęłam śmiać.
-Randka powiadasz?- schyliła się Ignaczakowa.
-Powiadam, że to emm… spotkanie towarzyskie.- odpowiedziałam.
-Wiesz, Krzysiu robił tak samo. A teraz co mam? Męża i dwójkę dzieci.- kiwnęła głową na dwójkę dzieci, a w tym był ten mały, kulturalny chłopiec.
-Tamte panie, mówiły, że jest bardzo wychowany i kulturalny i idealny kandydat na męża.- odchyliłam lekko głowę na dwie starsze panie, a żona Krzyśka się zaśmiała.
-W końcu Krzysiek go wychował.- uśmiechnęła się do mnie.- Iwona.- podała mi dłoń.
-Klaudia.- ścisnęłam jej dłoń.- Miło mi.- powiedziałam z najszerszym uśmiechem.
-Mi także miło.- odpowiedziała i się uśmiechnęła.-Dominika!- ryknęła, gdy zobaczyła, że młoda schodzi na dół.- Sebastian!- ten też schodził na dół.- Przepraszam.- powiedziała i pobiegła do dzieci.-Jesteście niewychowani czy co!? Jesteście pierwszy raz na meczu!? Zachowujecie się jak rozwydrzone bachory!- wydarła się na nich.
-Iwona, przecież to dzieci.- spróbowałam je bronić.
-No dobra, ale jak się zachowały!? Mi i Krzyśkowi wstyd zrobiły!
-Teraz wstyd to robisz wyłącznie sama sobie i Krzyśkowi.- powiedziałam spokojnie, a ona usiadła.
-Przepraszam.- powiedziała i oglądała mecz.
  „Za słabo kibicujesz” powiedział do mnie Piotr, gdy nie obronił kolejnej piłki, a ja zaczęłam kibicować z całych sił.
-Ten Nowakowski to jej  w głowie nieraz zawróci.- stwierdziły starsze panie z tyłu.
-Przepraszam panie bardzo, ale czy mogły panie zająć się meczem, a nie krytykować wszystko wkoło!? Może mi zawróci, a może nie!- warknęłam na nie, a one siedziały cicho.
-Klaudia, nie tak ostro.- powiedziała Julia.
-Spadaj, wkurzyły mnie, mendy jedne.-mruknęłam.
   Obejrzałam mecz do końca, a wynik był 3-1 dla naszych. Była akurat dwudziesta pierwsza trzydzieści dlatego poszłam do Lotosu. Chwilkę posiedziałam i zobaczyłam czarny kontur Piotra. Przyszedł zapuchnięty.
-Co się stało?- spytałam od razu biorąc moje rzeczy i wychodząc z nim do ławki w parku.
-Moja mama… Ta prawdziwa… Przypomniała sobie o mnie i przyszła… Na mecz. Odepchnąłem ją…- wyłkał. –Gdy wychodziłem z szatni podbiegła do mnie i powiedziała… Że mam przyjechać do niej natychmiast, ponieważ nie da rady sama wychować siedmiorga dzieci, a ja jej odpowiedziałem…- przerwał i się lekko uśmiechnął.- Że nie było się puszczać na prawo i lewo, to by nie miała problemu…
-No i bardzo dobrze.- powiedziałam i podam Piotrkowi chusteczkę.
-Taak…- westchnął.- Ale ona powiedziała, że poda moich rodziców, którzy mnie zaadoptowali do sądu, że jej dziecko porwali… I jakby co… Będziesz świadkiem w tej sprawie?- spytał z proszącym uśmiechem.
-Skoro to ważne…- powiedziałam, a Piotr mnie przytulił.- Ja chcę żyć!- pisnęłam, a on się zaczął śmiać.- A mama Bartka i Bartek też ci pomogą?- spytałam, gdy weszliśmy do Lotosu.
-Jeśli będą chcieli.- powiedział.- Możesz coś zjeść?- spytał lekko przechylając głowę w prawo.
-Jasne.- powiedziałam i wyciągnęłam portfel.
-Umawialiśmy się o coś, tak? Chowaj go!- nakazał patrząc na portfel. Zamówił dwa desery czekoladowe z bitą śmietaną i truskawkami. –Smacznego.- powiedział z uśmiechem.
-Nawzajem.- odpowiedziałam i chwyciłam łyżeczkę i zaczęłam jeść.
-Klaudia…- powiedział do mnie, a ja podniosłam głowę, by go widzieć.- My jutro wyjeżdżamy z Gdańska i nie wiem kiedy wrócimy… I widziałem twoje zdjęcia na twoim Facebooku. Naprawdę są świetne… No i tak troszeczkę poleciłem cię naszemu „szefowi” od zdjęć i takich innych nowinek…
-Ale w kadrze nie ma fotografa i nigdy nie było.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Ale będzie.- powiedział i dumnie wypiął pierś. –No i jutro… Jakbyś chciała oczywiście. Przyjdź o ósmej do hotelu.- podał mi karteczkę z ulicą hotelu.- I podpiszesz umowę na sezon reprezentacyjny.- puścił mi oczko.
-Piotrek… Nie wiem co powiedzieć… Ale Julia, to Julia jest fotografem… Ja się bardziej zajmuję emm… Jakby to powiedzieć… Zapisywaniem danych, bardziej papierkowe roboty…- podrapałam się po karku pokazując Piotrkowi mój tatuaż „My number is 1”.
-Przyjdźcie obie, bo akurat Jarząbek jest sam.- powiedział.- A fotograf taki jak Julia to Bartkowi może w głowie zawrócić. To ta brunetka obok ciebie co siedziała, co nie? To on mówił, że ta „brunetka jest ładna i jeszcze kiedyś będą razem” z uśmiechem.- powiedział Piotrek. – A tak to ładny tatuaż.- powiedział uśmiechając się lekko.
    Rozmowa toczyła się i wyszliśmy z Lotosu, gdy mieli go zamykać, czyli o północy. Rozstaliśmy się życząc sobie dobrej nocy. Wpadłam do mieszkania zapalając wszystkie światła piszcząc jak wariatka.
-Kobieto, co tak piszczysz? Zobaczyłaś kuźwa ducha czy co?- spytała zaspana Julka.

-Juuulaaaa!!!- pisnęłam i rzuciłam się na przyjaciółkę.- Dostaniemy robotę!- krzyknęłam.
----------------------
Tego raczej Jula się nie spodziewała, prawda? :D  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz