czwartek, 18 września 2014

Rozdział 15.

     Po wyjściu Antka i ochroniarza zasnęłam. Ja i Piotrek. Piotrek i ja. Klaudia Michalska i Piotrek Nowakowski. Klaudia, Piotrek, Aniela i Olaf Nowakowscy.
Nie planujmy przyszłości. Nie wiemy co się stanie, gdy Piotrek postanowi żyć beze mnie. Ja umrę.
    Może życie bez Piotra przyniosło mi efekt? Ze skokiem z balkonu wyszłam cało. No prawie cało. Nie licząc złamanej ręki, nogi i wstrząsu mózgu. Nie byłam z nim trzy dni, ale nie czułam jego bliskości zaledwie przez dzień. Czy od razu umrę bez Piotra? Czy od razu poczuję brak bezpieczeństwa? Przecież miałam Julię, moją najlepszą przyjaciółkę. Ale nie zawsze z nią mogę żyć. Może ona chciała z Bartkiem założyć rodzinę i wyjechać kiedyś? Może to życie jest bezsensu? Za dużo przemyślam. Pomyślę o tęczy, o dwóch krasnoludkach, jednorożcu i skarbcu złota.
Jestem zbyt dziecinna!
   Trzeba wydorośleć. Trzeba kiedyś zacząć jednak swoją bajkę, a nie czerpać z innych istot żywych, w których bajkach przesiaduję.
    W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła mała grupka przedszkolaczków i lekarz z wychowawczynią.

-Dzień dobry, Klaudio. Ma pani gości.- powiedział lekarz z uśmiechem.- Proszę zbytnio jej nie przemęczać.- powiedział do wychowawczyni.
-Dobrze.-powiedziała wychowawczyni.
    Lekarz wziął pilot i podniósł mi łóżko. Można było tak!? Czemu mi tego nie powiedział!?
-Dzień dobry, drogie dzieci.- przywitałam się z uśmiechem.- Jestem Klaudia Michalska…- zaczęłam.
-Ma pani dwadzieścia sześć lat…- powiedział jeden maluch.
-Ma pani cukrzycę…- dorzuciła dziewczynka.
-I chodzi pani z Piotrem Nowakowskim…- dorzuciły bliźniaki.
-No i jest pani sztabowcem w kadrze.-dokończyły dwie małe dziewczynki.
-Skąd tyle o mnie wiecie?- spytałam ze śmiechem.
-Bo gadaliśmy z Piotrem i o pani opowiedział.- powiedział mały blondynek.- I powiedział, że pani go zaskoczyła wdziękiem, urodą, stylem poruszania się, mądrością, tatuażem na prawej ręce i pieprzykiem na prawym udzie.- dorzucił.
-Za dużo o mnie wiecie, zaczynam się bać.- zaśmiałam się. –Jak macie na imię?- spytałam się.
-Ja mam na imię Anka.- powiedziała ruda dziewczynka.
-Ja jestem Arek, a to Miłosz.- powiedział jeden z bliźniaków.
-Ja jestem Piotrek.- powiedział blondynek.
-A ja Kaśka.- powiedziała mała blondynka.
-A my Monika i Marlena.- powiedziała jedna z dwóch szatynek.
-A ja Aleksandry.- powiedział maluch.
-Ula.- podała mi rękę wychowawczyni.
-Ładne imiona macie.- pochwaliłam ich.- Pochwalcie swoich rodziców ode mnie za imiona.- uśmiechnęłam się.
-Opowie nam pani bajkę?- spytała Marlena.
-Dobrze…- zastanowiłam się.- Pewnego czwartku w lipcu po meczu reprezentacji Polski z reprezentacją Holandii pewna blondynka podeszła do jednego siatkarza z Polski. Owy siatkarz zaprosił ją na deser w kawiarni. Po zjedzeniu deseru poszli na ławkę w parku. Siatkarz opowiedział jej swoją historię z dzieciństwa. Później siatkarz odprowadził ją pod mieszkanie…- w tym momencie wszedł Piotr, a ja przyłożyłam palec do ust.- A przedtem ucałował ją w policzek. Dziewczyna bardzo się ucieszyła, ponieważ to był jej idol. Umówili się na następny dzień o piętnastej w tej samej kawiarni. Przed blokiem czekał na nią z dwoma biletami VIP na kolejny mecz. Później siatkarz zaprowadził ją na zniszczone miejsce, gdzie spędził swoje dzieciństwo. Dziewczyna zaprowadziła go do szpitala i opowiedziała mu historię o swojej chorobie. Weszli razem do jej lekarza. Dziewczyna się spytała, czy może zacząć trenować siatkówkę. Lekarz dał jej pozwolenie. Gdy wyszli zaczęli sobie lekko dogryzać. Wtedy kobieta potknęła się i wpadła w ramiona siatkarza. Postali przez większą chwilę, kiedy zadzwonił jej telefon. Była to jej przyjaciółka. Teraz jest tak, że przez ten uścisk i poznanie na meczu są razem, a dziewczyna kocha go tak mocno, że bez niego normalnie funkcjonować nie może.- zakończyłam, bo czułam, że głos mi się łamie, a do oczu wpływają łzy.
-To była pani historia?- spytała  Ania.
-Tak, Aniu. Oparta na faktach.- odpowiedziałam i spojrzałam na Piotra, który stał oparty o drzwi.- A ty tam uważaj, bo ktoś wejdzie i wylecisz ze sali.- powiedziałam z uśmiechem.
-Oj tam.- odpowiedział i podszedł do mnie całując mnie w usta.
-Fuuu…- mruknęły dzieci, a my z panią wychowawczynią i Piotrkiem się zaczęliśmy śmiać.
-Dobrze, pewnie pani Klaudia z panem Piotrem chcą zostać „sam na sam” to im nie będziemy przeszkadzać. –powiedziała pani Ula. –Dziękujemy za to, że pani w ogóle pozwoliła nam przyjść.- powiedziała i wstała.
-Dziękujemy!- powiedziały dzieciaki chórem.- Do widzenia!- dorzuciły.
-Pa…- uśmiechnęłam się, a dzieciaki wyszły.
-Chcesz mieć dzieci?- spytał Piotr.
-Marzę wręcz.- odpowiedziałam.
-Wiesz, może kiedyś, coś tam, będzie…- uśmiechnął się Piotrek i znowu mnie ucałował; delikatnie, ale pewnie siebie.
-Piotrek…- cicho jęknęłam. –Wyspałeś się?- spytałam i zerknęłam na jego podkrążone oczy.- Już!- krzyknęłam.
-Co już, misiu?- spytał Piotrek.
Brr… Misiu!? Takiego zwrotu używał do mnie Praski!
-Idź spać!- wycedziłam.
-Muszę?- spytał ze wzrokiem wbitym we mnie. Skinęłam głową.- Nie chcę cię opuszczać…- mruknął. –Obiecałem cię nigdy nie zostawiać. – wyszeptał mi do ucha.
-Teraz to ja chcę żebyś mnie zostawił na osiem godzin.- jęknęłam.- Idź spać. Piotrek…- nalegałam.
-A jak sobie coś zrobię, żebym leżał obok ciebie na łóżku?- podsunął mi myśl.
-W żadnym wypadku!- zagrzmiałam.
-Żartowałem…- powiedział ze śmiechem. –Wiem, że z tobą się nie żartuje…- mruknął Piotrek.
-Foch.- powiedziałam i odwróciłam wzrok.
-Ty se te fochy zachowaj na później!- przedrzeźnił mnie Piotr.
   Prychnęłam.
-Piotrek, weź mi przynieś na jutro moją zaległą pracę i pracę Jarząbka, to ją skończę, bo w tym szpitalu to nie ma co robić!- westchnęłam.
-Dobrze, dobrze, kwiatuszku.- powiedział Piotr i ucałował mnie w usta. –Będę się zbierał…- wstał z krzesełka. Nawet nie wiem, kiedy usiadł.
-Mam nadzieję, że spać.- uśmiechnęłam się.
-Jasne! Będę chrapał i śnił o tobie!- zaśmiał się.
-Ja mówię na serio, nie wygłupiaj się… -mruknęłam.
-No właśnie, Micha. Nie wygłupiaj się.- wytknął mi język.
-Piotrek!- krzyknęłam.- Masz iść spać, bo jak nie to nie wiem co ci zrobię. O- nie wpuszczę cię w odwiedziny.- tym razem ja mu wytknęłam język.
-Menda z ciebie!- prychnął i odszedł.- Tak, pójdę spać.- powiedział wystawiając głowa zza drzwi.
-Idź mi!- warknęłam i wzięłam książkę, którą zostawił.
    „Harry Potter i Więzień Azkabanu” była grubym prostokątem. Miała 455 stron. Okładka przedstawiała nazwisko pisarza, tytuł i Harrego, który z Hermioną dosiadali Gryfa.
Pewno zostawiłam ją … Gdzie mogłam ją zostawić!?
     No właśnie, gdzie? Nawet nie wyjmowałam jej z torby, a co dopiero mówić o zabraniu jej. To moja książka! Otworzyłam ją, aby mieć pewność. Na białej przyklejonej karteczce widniała informacja;
   Dla Klaudii Michalskiej za ukończenie kursu „Wyższego Komunikowania Języków Obcych” oraz za wspaniałe rozumowanie języka angielskiego.
  Gdańsk, 2006r.
    Cicho się zaśmiałam. Jestem ciekawa, co jeszcze Piotrek zrobił, abym miała pewność, że to moje. Jednak nie moja książka, ale mojego kochanego siatkarza. Tego siatkarza, tego cichego, nieśmiałego…
   Och, jak fajnie jeszcze, że przekreślił swoje imię, nazwisko, miejscowość i rok. Ten to jest As. Otworzyłam na pierwszym rozdziale, który nosił nazwę „Sowia Poczta” i zagłębiłam się w lekturze.  Rozpoczęłam czytać na stronie siódmej, a skończyłam na sto dwudziestej. Jeśli tak będę się nudziła, to chyba przeczytam całą historię o Harrym, o Isabelli Swan i Edwardzie Cullenie, a do tego dorzucę Hobbita i jakieś romansidła dla nastolatek.
     Wątek o „Zmierzchu” nieco mnie zaniepokoił albo raczej kazał mi się zastanowić. Miłość podobna do mojej, tyle że Edward był wampirem, mieszkali w Forks, Bella była odporna na wszelkie moce wampirów i była już przyzwyczajona do istot z legend. Bella nie lubiła siatkówki i była brunetką z lokami. Zupełnie nie ja. Gdybyśmy miały stanąć obydwie obok siebie, jestem ciekawa kogo by wybrał Piotr, bo Edward oczywiście córkę komisarza. Jej świat i mój świat się różnił, ale była ta sama miłość. No może pomijając to, że ja nie słyszałam głosów podczas, gdy miałam zwiększoną adrenalinę. Ile bym dała, aby mój Edward (czytaj Piotr) był ze mną do końca życia. Żeby mój Edward kochał mnie jak Edward Bellę.
-Zasnęło się komuś?- usłyszałam wesoły głos i rozpoznałam od razu mojego Krzysia.
   Czy ja pomyślałam „mojego Krzysia”? Mojego Krzysia, gdyż to mój przyjaciel. Nie to żebym zdradzała Piotra, co to, to nie!
-Nie, tylko trochę się wzięłam i zaczytałam i zamyśliłam.- uśmiechnęłam się i ziewnęłam.
-Czytasz Pottera!? To oklepane!- prychnął Krzyś.
-Ej, ej, ej! Bez obrażania czarodziei mi tutaj!- pokazałam mu moje zdjęcie w telefonie z tabliczką „ZAKAZ OBRAŻANIA CZARODZIEI!”.
-Potter nie był w pełni czarodziejem.- powiedział mi Krzysiek.
-Był. Filmów się naoglądałeś i dlatego tak myślisz. Jego rodzice zginęli…- zaczęłam mu nawijać o jego rodzinie, a Krzysiek wyraźnie się lekko zdenerwował.
-Już zaczynasz…- jęknął.- Mogłabyś chociaż stracić głos na jeden dzień!- powiedział.
-Odwołaj to!- warknęłam.
-Nie-e!- uśmiechnął się Krzysiek, a ja zaczęłam udawać, że straciłam głos.- Już tak szybko? Aleś się szybko uwinął, Boże!- powiedział i wesolutki spojrzał przez okno. Miałam okno? Wow. Siedzieliśmy w ciszy, a ja „nie miałam głosu”, więc ruszałam tylko ustami. –Cicho jakoś, co? Może pośpiewam?- uśmiechnął się i zaczął śpiewać piosenkę „Będę brał cię w aucie”.- Będę brał cię! Mnie? Ciebie! Gdzie? W aucie!- wył niemiłosiernie, a ja chciałam zatkać sobie uszy, ale niestety, głupi kołnierz!
-Ignaczak!- wrzasnęłam w końcu. –Idioto! Najpierw chyba bym straciła słuch zanim przestała mówić!- popukałam się zdrową ręką w czoło.
-Jednak nasza, Micha gada!- zasmucił się.
-A co ty myślałeś?- spytałam z sarkazmem.
-No myślałem, że ty wzięłaś i nie mówisz…- zrobił usta w podkówkę, a ja tylko przybiłam face-palma.
-Krzysiu… Wiesz co mnie zastanawia?- spytałam, a Krzysiek wzruszył ramionami.- Za kim ty masz takie ADHD?
-Raczej nie za tobą.- wystawił mi język.- Dobra, ja idę. Trzymaj się, Micha.- powiedział, ucałował mnie w policzek i wyszedł.
    Zanim Krzysiek przyszedł nad czymś myślałam?  Aha, o miłości Edwarda i córki komisarza.
    Ale teraz zmienię tok myślenia. Ron i Hermiona też się różnili. Ron był pełnym czarodziejem „czystej krwi”, a Hermiona z rodziny mugolskiej, czyli z rodziny, gdzie jej rodzice są normalnymi ludźmi. Coś w tym stylu. Wszyscy podejrzewali, że Hermiona będzie z Harrym, bo ona z Ronem się sprzeczali i w ogóle. Nie, stop rozmyśleń. Czas na spanie. Zasnęłam i obudził mnie dziwny dźwięk.
-Wstałaś już?- spytał ktoś, którego głosu nawet nie poznałam.
-Coś mnie obudziło…- przetarłam oczy i spojrzałam w bok. Ten ktoś, kto siedział obok mnie sprawił takie wrażenie, że pisnęłam z zachwytu.- Edward Cullen?- spytałam świecącymi oczami.
-We własnej osobie.- uśmiechnął się łobuzersko.
-Klaudia Michalska.- uśmiechnęłam się.
-To ty nie jesteś Bella?- spytał zawiedziony.
-Yy… Nie.- odpowiedziałam i zrozumiałam, że to jest sen. Ktoś delikatnie klepał mnie po policzkach. – Mogę wiedzieć, po jaką cholerę ktoś mnie klepie!?
-Sorry, spałaś…- powiedział Michał Winiarski.
-Emm… Chyba, że rozmyślałam z zamkniętymi oczami.- uśmiechnęłam się.
-Przepraszam…- wyszeptał.- No więc…- klasnął w dłonie.- Jak się czujesz?- spytał się uśmiechając.
-Eh… Każdy pyta tylko o to… Może niech ktoś w końcu zapyta jak mi się tutaj leży? Albo jak się cieszę, że chodzę z Piotrkiem?- przewróciłam oczami.- No normalnie się czuję…- powiedziałam i uśmiechnęłam się. – Winiar, czy ty nosisz aparat?- zrobiłam wielkie oczy.
-No tak se czasami noszę, noo… A ludzie od razu, że noszę aparat…- przewrócił oczami.
-Hmm… Czasami powiadasz? To czemu jak za każdym razem gadam z tobą widzę aparat na zęby?- spytałam.
-No dobra, no. Wygrałaś. – puścił mi oczko i ziewnął.
-No co? Spać się chce, coo?- wytknęłam mu język.
-------------------------------------
 Przedszkolaki! <3 Boże, gimbaza ;___; Ludzie, co to za życie ;D :D JEDEN DZIEŃ DO WEEKENDU KILKA GODZIN DO MECZU! :D <3 Pozdroo ! XD Dzisiaj ZAKOŃCZĘ te opowiadanie. BĘDZIE THE END. CZAICIE? o.O  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz